Odwiedzilismy odlegla o 16 km drogi riksza "silent beach", gdzie oddalismy sie slodkiemu lenistwu na hamakach miedzy palmami i kapieli w cieplej wodzie (tym razem zachodnie wybrzeze Indii). Fale byly tak mocne, ze zwalaly z nog.


Po zachodzie slonca udalismy sie do kosciola (bo to rejon, gdzie jest sporo chrzescijan) i uczestniczylismy w drodze krzyzowej wyglaszanej w miejscowym jezyku mala-cos-tam. Brzmi mniej wiecej jak pamparampampam-tratatatatam. Do kosciola sie nie zmiescilismy, ale tlumy wiernych tworzyly tez liczna grupe na placu przed swiatynia. Dziwne to uczucie widziec Hindusow wpatrzonych w ksiedza. Typowy obraz wyryty w mojej swiadomosci to Hindus oddajacy czesc kolorowym figurom typu Siwy i Wisnia (Shiwa i Wishnu), palacy kadzidla i wykonujacy serie dziwacznych poklonow. Zwrocilam uwage, ze mimo ze chrzescijanie, to nadal nosza kropki na czole - slady po blogoslawienstwach w hindu swiatyniach.
Droga krzyzowa byla w formie procesji: woz strazacki wiozl na pace ksiezy i duzy oswietlony choinkowymi lampkami krzyz. Przed wozem na rowerze jechal generator pradu. Z pominieciem szczegolow, ze pomnikom jezusa towarzysza kamienne parasole i wszedzie jest wiecej kolorow i swiatelek, kosciol wyglada zupelnie jak nasz.



Niepojeta jest dla mnie ta ich wszechobecna tolerancja wyznaniowa. Czesto, gdy pytamy o wzajemne stosunki hindusow, muzulmanow i chrzescijan to slyszymy: 1. jest jeden bog, 2. mamy te sama czerwona krew, 3. najpierw jestesmy human beings, potem Hindusami, a dopiero w trzeciej kolejnosci wyznawcami naszych religii.
I tak oto w jednej miejscowosci koegzystuja ze soba 3 wyznania: hinduizm, islam i chrzescijanstwo, w stosunku 1/3. Wszyscy obchodza Good Friday, zadymione od kadzidelek portrety Jezusa widnieja w hinduskich domach, , a obrazy bozkow w domach chrzescijan. Ot, prawdziwa tolerancja.
No comments:
Post a Comment