Friday, April 29, 2011

fotosafari w Kochi

Trafilismy do taniego hostelu, gdzie po raz pierwszy (i jak sie pozniej okazalo nie ostatni) zasmakowalismy urokow materacowych pluskiew. Ble!

Nasza poranna wloczega bez celu po miescie obfitowala w zdjecia tubylcow. Stajac sie miejscowa atrakcja uscisnelismy dziesiatki rak, zamienilismy setki konwersacji w hind-english i bylismy proszeni o cykanie zdjec chyba kazdego napotkanego domostwa. Widac niewielu turystow dociera w to miejsce. Oto migawki.










Z opresji kolejek osob do fotografowania wybawil nas riksiarz, ktory za zadziwiajaco niska cene 75 rupii zaproponowal zwiedzanie okolicznych atrakcji. Wtedy jeszcze nie wiedzielismy, ze w propozycji tej jest drugie dno...















Rzeczywiscie, zwiedzilismy miejscowe, obfite we swastyki swiatynie, dzielnice zydowska, miejscowa pralnie, wytwornie imbiru ORAZ kilka bardzo drogich sklepow. Nasza rola podczas wizyty w sklepie sprowadzala sie do wysluchania nagabujacych sprzedawcow, pooddychania 5 minut klimatyzowanym powietrzem, wychodzilismy (what a surprice) nie kupujac nic. Ceny byly oczywiscie szokujace,ale za kazda przywleczonego do sklepu biala klientele riksiarz dostawal tyle rupii, ze po zakonczonym objezdzie zarobil dziesieciokrotnie tyle, ile zazyczyl sobie za kurs.

A my sie dobrze bawilismy, ogladajac dywany, (zwlasza te latajace), przebierajac sie w sari i pozwalajac obwieszac sie zlotem i klejnotami oraz oczywiscie debatujac o "special price".


Gdy wchodzilismy do sklepu witaly nas usmiechniete twarze nienagannie ubranych sprzedawcow, gdy wychodzilismy - zegnaly juz mocno podirytowane persony, czesto ostentacyjnie gaszac swiatlo :).

A ponizej jeszcze kilka pocztowkowych zdjec chinskich sieci rybackich, z ktorych fort Kochin slynie:







Tuesday, April 26, 2011

wybor nalezy do Ciebie

Zafascynowani zyciem ulicy postanowilismy przedstawic Wam miejscowa kapanie wyborcza. Wybory przedstawicieli rzadu stanu Kerala (po ktorym aktualnie sie wloczymy) odbyly sie prawdopodobnie w ubiegly weekend (jak lamana angielszyzna oswiecal nas riksiarz). Po oddaniu glosu wyborca dostaje znak atramentem na paznokciu palca wskazujacego prawej dloni (by nie mogl glosowac raz jeszcze). Wyniki glosowania znane beda jednak dopiero 13 maja, takze juz po naszym powrocie na ojczyzny lono. Glosowac moze kazdy pelnoletni obywatel.

Wszystkie wolne przestrzenie na murach sa oplakatowane partyjnymi glowami. Chcielibysmy przedstawic Wam glownych kandydatow oraz partie, ktore reprezentuja. Oto oni:

Kandydat nr 1 - partia Sierpa i Mlota (plus czerwona gwiazda niosaca swiatlosc)
Partia nowoczesna, o motywach feministycznych, dziela wszystko rowno - dla swoich wszystko, dla innych... Skads to pamietamy - korzenie takie jakby komuna tracace.


Kandydat nr 2 - z ramienia Partii Niewidzialnej Dloni. Niewidzialna dlon ma to do siebie, ze wszyscy o niej slyszeli, ale nikt jej jeszcze nie widzial. Specjalisci od pozbywania sie konkurencji w bialych rekawiczkach. Wymarzony kandydat dla zwolennikow cudow (takze tych irlandzkich).


Kandydat nr 3 - niezbyt moze urodziwy ale z lysina budzaca zaufanie i blyskiem w oku a'la Andrzej Zaucha przedstawiciel Partii Wyluzowanego Kwiatu Lotosu. Doskonaly kandydat dla tradycjonalistow.


Kandydat nr 4 - Czarny Alibaba - z Klubu Wyzwolenia Mikrofalowek. Postuluje rownosc dla wszystkich kast w dostepie do urzadzen zelektryfikowanych, w tym szczegolnie do mikrofalowek. Czarny (nomen omen) kon tych wyborow!


Kandydat nr 5 - Unia Polityki Realnych Ciec - kosza wszystko rowno z trawa. W godle nozyce nie do konca rozwarte (nie pokazali jeszcze wszystkiego, na co ich stac).


Kandydat nr 6 - Zwiazek Zawodowy "Sloniodarnosc" - w herbie slon ze sfastyka. Niebieska barwa symbolizuje nadzieje na swietlana przyszlosc. Wizerunek kandydata wzorowany na najwybitniejszych przywodcach zwiazkowych. Chca wyprowadzic slonie na ulice.


My juz wybralismy. A Ty?

Sunday, April 24, 2011

Wenecja w tropikach

Swieta spedzamy na rozlewiskach - jako czworka Polakow w lodzi plus 3 czlonkow zalogi. Lodke mamy zjawiskowa - dwie sypialnie wraz z dwiema lazienkami, kuchnia na rufie, z przodu living area odslonieta od slonca a na gorze taras, gdzie mozna sie opalac badz tez z gory obserwowac zycie na wodzie. Plywamy sobie wolnym tempem. Rozlewiska wokol Alappuzha (nazwane ponoc przez podroznika Marco Polo "Wenecja wschodu") ciagna sie ponad na 200 km na poludnie i na polnoc az do Kochi. Nasz kapitan opowiadal nam, ze wzdluz rozlewisk mieszka ponad 10 mln ludzi. Kazda rodzina posiada swoja lodke. Do komunikacji sluza najczesciej szlaki wodne, ale wzdluz kanalow istnieje tez siec drog. Ludzie zyja tu spokojnie, zycie toczy sie nad brzegiem kanalow - kobiety piora, rytmicznie uderzajac praniem o kamienie, dzieci plywaja, mezczyzni odpoczywaja (?!). Kazdy ma swoja lodke - albo z silnikiem albo malutka lupinke napedzana a'la wenecka gondola.







Jezioro zasilane jest przez kilkadziesiat rzek, od oceanu odgrodzone jest tama, ktora jest zamykana podczas przyplywu i otwierana podczas odplywu. W jeziorze zyja slodkowodne krewetki i rozne rodzaje ryb, w tym slodkowodne tunczyki, ktorych mielismy przyjemnosc posmakowac po zakupieniu u lokalnego rybaka i przyrzadzeniu w okretowym kambuzie naszej dzonki. M. po zaprzyjaznieniu sie z kapitanem doswiadczyl nawet zaszczytu bycia sternikiem.
Tak oto plywamy i relaksujemy sie dzien caly mijajac inne lodzie i wplywajac w rozne ciekawe wodne zakamarki. Od czasu do czasu woz nurza sie w zielonosc i jak lodka brodzi (nie czuje, ze gadam jak Mickiewicz Adam)




Przed zmierzchem cumujemy gdzies na odludziu i popijajac piwo ucinamy sobie nocne pogawedki. Jakie szczescie, ze bez komarow!
Nasze wielkanocne menu obfituje w tutejsza kuchnie - smazone banany, chapatti, jakies curry i inne ciapki. Jednak na wielkanocne sniadanie dostalismy na specjalne zyczenie jajka na twardo. Chcielismy pomalowac jakos pisanki, jednak zaserwowano nam juz obrane jajka.





Wesolych Swiat!