Nie sadzilam, ze moja stopa stanie w tak stosunkowo krotkim czasie na tutejszej ziemi :) Ale po kolei - jestem tu w znanej mi skadinad okolicy wraz z M. Historia jest dosyc prosta : tanie bilety do Indii + brak czasu na zaplanowanie podrozy = pojscie na latwizne i obranie azymutu na Auroville. I oto jestesmy.
Lot liniami Aeroflot przebiegl pomyslnie, aczkolwiek nie obylo sie bez skojarzen - jako ze linie rosyjskie, samoloty niepewne no i fatalna data odlotu - trzynasty kwietnia. Pragne sie podzielic moimi dwoma iami a propos linii Aeroflot : primo - srednia wieku stewardess znacznie sie obnizyla - o jakies 20 lat chyba (z 50 na 30!). Secundo - choc jedno z drugim ma dosc luzny chyba zwiazek - nie serwuja juz darmowego alkoholu na pokladzie!
Dolecielismy na miejsce - w sumie 3 samolotami - Warszau - Moskwa - Delhi - Chennai. Noc spedzilismy lezac i jeczac na niewygodnych lawkach delhijskiego lotniska ale czymzesz byly te niewygody w obliczu tego, co dzialo sie potem! Luksusowy czas klimatyzowanych lokali i braku naganiaczy jest juz tylko wspomnieniem... Brutalne zderzenie z tutejsza rzeczywistoscia nadeszlo juz u wrot lotniska, gdzie tlum rikszarzy otoczyl nas i nie dal spokoju, dopoki nie zawarlismy ugody. Potem sprawna przesiadka do autobusu (mielismy miejsca siedzace!), 3h jazdy do Pondicherry, prosby o pieniadze, school peny i wszystko inne (bo bialy czlowiek = bogactwo), a nastepnie ostra przeprawa w autobusie ze spoconymi lokersami, ktorych kierowca napakowal chyba ze 3 razy wiecej ludzi niz max ladownosc pojazdu. Mina M. mowila sama za siebie - nie bylo latwo. Upocilismy sie przeokropnie, chwilami myslalam, ze z goraca tam padne, ale nie byloby to proste, bo scisk taki, ze na centymetr reka trudno bylo ruszyc.
Po tym bliskim spotkaniu z ludnoscia lokalna trafilismy do Aurobeach - do znanego mi juz wczesniej Babu Guest House. Po dwoch latach mnie poznal! A przynajmniej dobrze udawal :) (w jego bambusowych domkach na plazy spedzilam swoja pierwsza noc w lutym a.d. 2009). Zatem Babu wraz z cala swa liczna rodzina serdecznie nas przywital i osadzil w baraku - bo bambusowe domki (sztuk 4) byly wszystkie zajete. Barak pierwsza klasa - z osobna lazienka, lozkiem, ba! nawet oknem i - co wazne - wc model europejski - a nie tutejszy "narciarz". Najmlodsza (jak nam sie wtedy wydawalo) z rodu miala lat 2,5. Starsza dziewczynka - moze ze 13. I obie zwracaly sie do Babu per "TATA"! (i chyba nie chodzilo o popularny w tym kraju model ciezarowki).
Jeszcze z kronikarskiego obowiazku slow kilka o Babu - czlowiek w raczej podeszlym wieku, z siwa czupryna i zebami nietknietymi przez wspolczesna stomatologie. Takze slodkie "babu" zupelnie nie pasowalo M. jako okreslenie tego jegomoscia - przechrzcil go wiec na Babuna - z uwagi na jego domniemane kazirodcze sklonnosci. BABUN - brzmi o wiele grozniej!
M. wraz z Babunem juz niejedno przeszli - m.in. wspolnie naprawili prysznic w naszym baraku jak i poprzestawiali meble w "ogrodzie". Lamana angielszczyzna i przy pomocy swej ekspresyjnej gestykulacji Babun wcisnal nam tez swoj zegarek, ktory "nie dziala a ma dzialac!"
Na uwage zasluguje takze wnuczka Babu, uczesana w 2 kucyki, ktora ktoregos dnia, odziana w stroj Adama, okazala sie byc chlopcem. Dziecko to, co mnie bardzo zaciekawia, jest niesamowicie smodzielne, zachowuje sie miejscami jak dorosly - zawodowo je arbuza, miewa dorosle chimery i generalnie jest mocno samowystarczalne. To chyba konsekwencja zimnego chowu - jedynego modelu wychowania, ktory sprawdza sie w tych spartanskich warunkach. Ma jednak tez przeblyski dzieciecych fochow - co cieszy :) Wczoraj pokazalo nerrrwa po uderzeniu glowa w stol probowalo zamienic moj aparat w forme do robienia babek z piasku.
Tak wiec spimy sobie w baraku nad samym oceanem, i mimo ze zwolnily juz sie bambusowe chatki, to luksus posiadania prysznica w pokoju (z ktorego korzystamy kilka razy dziennie, bo pot sie leje hektolitrami) zawazyl na nieruszaniu sie z miejsca. Przy sniadaniu mamy taki oto widok:
Warto jeszcze wspomniec o cenach - bo zaiste szokujace. Nocleg 7zl/osobe, sniadanie (omlet plus kawa) - 1,50zl. Takze, jak czlowiek nie przyzwyczajon do oplywania w luksusy i potrafi zacisnac pasa, to moze przezyc w raju za 20 zl dziennie.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment