Tuesday, March 3, 2009

pies

Ulalala... Sie dzieje.

Dzisiejszy dzien uplynal pod znakiem psa. Przyszlam do biura na godz 8 a tam na srodku trwala w najlepsze operacja psa. Na zywo. Bez znieczulenia. Architekt, ktory tu pelni wladze, wycinal mu cos w szyi – dwaj inni trzymali psa. Pies mial jakas narosl na szyi i Satprem (szef) wycinal mu skalpelem kawal skory srednicy jak wielki kciuk celem utoczenia (chyba) przez rzeczona dziure ropy czy innego wypelniacza narosli. Tak zatem go poznalam. Satprema (psa tez). Znad skalpela, pochylonego nad psem miedzy biurkami.

Pies pojawil sie jeszcze 2 godziny pozniej. Poszlam po cos do pokoju (mieszkam na tarasie nieopodal tego biura). Wysokosc – jakies 4-5m. Ide do pokoju po czyms w rodzaju pomostu i z daleka widze jak zoperowany pies probuje sobie zdjac pyskiem bandaze, w ktore go owineli. No i wywija sie na tym pomoscie, wywija, ja patrze a on nagle HOP! Leci w dol. Z wysokosci 5 metrow. Czekalam w przerazeniu na huk zmiazdzonego na chodniku dopiero co zoperowanego psa lecz zamiast tego uslyszalam wielkie PLUSK. Wpadl do oczka wodnego. Przezyl. Cudem. Zaalarmowalam pomoc, bo – wstyd sie przyznac – ale balam sie, ze mnie ugryzie lub zrobi cos rownie okrutnego.

W tym biurze to nie do konca rozumiem, czym ci wszyscy ludzie sie zajmuja. Niby robia jakies badania nad tymi blokami (ceglami) robionymi z ziemi – ale wszyscy sprawiaja wrazenie jakichs ultra wolnych. Moze to slonce, a moze to po prostu jakis taki leniwy dzien. Zobaczymy jutro. Czytalam troche broszur na temat budowania z rammed earth (nie zebym sie jakos lansowala tylko nie wiem jak to po polsku sie mowi :P ). Potem z Norwegiem imieniem Pablo (ktory wyglada jak Jamajczyk i nie mowi po norwesku) pojechalismy na moim skuterze (tu wszyscy nazywaja je moped) do visitors centre. Tam po raz pierwszy ujrzalam The Mother. Myslalam, ze to jakas mloda pieknosc, a na tych zdjeciach wygladala jak stara wyfiolkowana lampucera, z kroliczymi zebami i makijazem ala dyskoteka w Pcimiu. No ale dokonala wielkiej rzeczy sadzac po tym, jak tam ja wielbia i zdobia jej zdjeciami sciany wszelakie. Dostalismy z biura jakies listy polecajace, ze pracujemy w Earth Institute i po raz pierwszy nazwano mnie „ARCHITECT FROM POLAND”. Ulallalaa – pomyslalam sobie. Nowa jakosc bytu J Wyrobili nam takie specjalne karty - identyfikatory, zeby moc legalnie przebywac w Auroville. Wplacilam pieniadze na swoj identyfikator i heja!

Jednym z tutejszych zalozen jest egzystencja bez pieniedzy (bo jak wszyscy doskonale wiecie – pieniadze to zlo tego swiata i trzeba sie ich czym predzej wyrzec, co i Wam radze, w stopce podajac moj numer konta). W praktyce wyglada to tak, ze zamiast placic - podaje sie ten swoj numer identyfikatora, gdy kupuje sie cokolwiek tu na miejscu a oni jakos to potem rozliczaja. BYZYdura.

Na lunch pojechalam do hindu knajpy z ludzmi z pracy – miejscu temu przyswiecala filozofia, ze kazdy ma prawo do jedzenia (!!!!) wiec oni w imie nie wiem czego (pewnie DIMADA) zapewniaja jedzenie. Obok stoi puszka na datki i zeszyt, zeby wpisywac kto ile dal... Bezsens. Jedzenie dobre. No i trzeba jesc PALCYMA. Smieszne jest to, ze kolezanka jest mankutem no i je lewa reka. A w tutejszej kulturze wiadomo... Lewa reka sluzy do zupelnie innych celow (jako tzw. „sto jedenascie” - czyli papier toaletowy). Jakie wiec wywoluje obrzydzenie u Hindusow osoba spozywajaca wlasnie TAKA reka pokarm, to mozecie sobie wyobrazic... Mysle ze na rowni z kims uzywajacym szczotki do wc zamiast widelca.
Po powrocie do biura odbylam rozmowe na temat jakie sa moje oczekiwania odnosnie pracy tutaj ;) ;) ;)

I teraz najwazniejsze – odzyskalam aparat! Jupi kaj jej! Dunczycy to jednak porzadni ludzie, naprawde.
O 17 umowilam sie z Ditte. Jak ona cudnie mowi po angielsku! Pojechalysmy skuterami na plaze. Ona zafascynowana meskimi rozneglizowanymi cialami.
Ja poki co stronie od samcow wiec nawet tacy w neglizu nie robia na mnie wiekszego wrazenia. Moze z czasem mi przejdzie. Dopaletal sie do nas jakis Hindus, ktorego poczatkowo zle traktowalysmy (jako miejscowa przyblede – naciagacza). Ale okazalo sie, ze jest mily i nieglupi (a w dodatku rdzenny mieszkaniec Auroville). Krotko mowiac – nauczyciel jogi. Zapisalam sie na seans. Poniedzialek, 6 rano. Pierwsza w moim zyciu lekcja jogi (i byc moze ostatnia), pod jakims niby swietym drzewem (buahaha). Oznajmilam mu, ze jestem dosc oporna na wszelkie filozofie i ideologie duchowe i ze moge byc po prostu wielka pomylka jako uczen. Ale on mnie oswiecil, ze jestem spod znaku byka i ze drzemie we mnie energia byka i on to widzi. Coz za odkrywcze mysli! Ale to jeszcze nic – Ditte powiedzial, ze ma palce, ktore lecza, jesli tylko troche pocwiczy. Tez zapisala sie na lekcje. Jutro.

A jutro wielkie swieto w Auroville. Czterdziesta rocznica powstania Auroville i chyba tez urodziny niezyjacej juz The Mother. O 5 rano wstaje (z wlasnej woli!) i uderzam do swiatyni, bo bedzie tam jakis festiwal, palenie ognia czy cos takiego. Bedzie tez mozna wejsc do swiatyni bez zbednych formalnosci. Ponoc. Bo normalnie trzeba przejsc jakies proby wiary, aby stanac przed obliczem krysztalu, ktory znajduje sie w srodku swiatyni. Jaja jak berety. Tylko prawdziwi Aurovillanie moga sobie tam swobodnie chodzic. Wiec jesli jutro z okazji tego swieta dostapie takiego zaszczytu, to bede w siodmym niebie.
Dzis wieczorem po raz pierwszy zrobilo mi sie zimno! Byla 21 – w krotkim rekawku i spodniach jechalam skuterem. Uczucie, jakiego nie pamietam od kilku dni, bo ciagle sie tylko poce i poce :).

A tu jest tak ladnie. Teraz np siedze sobie na tarasie, jakies swierszcze tudziez inne tutejsze muchy mi swiergola nad uchem a nad glowa peeeeeeeeelno gwiazd.
Ale sie rozpisalam! To by bylo na tyle, posssdrafiam.

A nie! Jeszcze zamkne tego maila kompozycja klamrowa imieniem PIES. Wiec Ditte potracila skuterem psa w drodze powrotnej (dobrze, ze nie krowe). Wyskoczyl jej z buszu prosto pod kola. Na szczescie nie byl to ten zoperowany pies (wystarczy juz mu wrazen na jeden dzien) i na szczescie raczej nic mu sie nie stalo bo uciekl pokwikujac. Takie to wlasnie trudne zycie maja tutejsze psy.

ana

Pi - eS. Zalaczam zdjecia.

No comments:

Post a Comment