Dzisiaj chyba pojade lekko sentymentalnie.
Kilka dni temu bylam na koncercie choru, skadajacego sie z mieszkancow Auroville. Glownie biali, kilku Hindusow – w sumie moze ze 30 osob. Koncert odbyl sie w takim japonskim domku – tylko wybrancy mieli krzesla, reszta w kucki na podlodze. Jakie to bylo przejmujace! Spiewali muzyke powazna – sakralna – msza Mozarta, Ave Maria itp. Zadnych piesni wychwalajacych Dimada, ot taki typowy repertuar. Wiadomo – nie do porownania z chorem opery ale naprawde pieknie byli wycwiczeni. Glownie osoby po 40stce. Kazdy glos mial osobny kolor koszul - pastelowy od fioletu do czerwieni. Jak pieknie spiewali, jak cala sala dudnila, jakie to bylo wszystko glebokie i piekne. Ogarnialo mnie wzruszenie i mysl – to jest niesamowite, ze ci ludzie sie tak spotykaja, ze dziela sie ta muzyka z innymi, ze w tym calym chaosie i tropiku potrafia wytworzyc atmosfere zupelnej powagi, skupienia i artyzmu.
Jest tu wiele miejsc niezwyklych. Wraz z Pablo wybralismy sie na warsztaty taneczne – free dance classes. Na poczatku siedzielismy w okregu na podlodze, kazdy sie przedstawial i mial powiedziec jedno slowo, ktore mu na mysl przychodzi. Zajecia prowadzila kobieta – i na poczatku powiedziala, ze dzisiejszy zestaw muzyczny dedykuje swojemu mezowi z okazji 50-tych urodzin. Z glosnikow poplynela wolna muzyka. Lezac na podlodze, niektorzy powoli zaczeli sie ruszac. Ja poczatkowo bylam zupelnie skrepowana – bo ani nie wiedzialam, co mam robic i generalnie swiadomosc, ze tancerka ze mnie zadna, powodowala lekki paraliz. Patrzylam na tych wijacych sie po podlodze ludzi (ok. 50 osob) jak na kosmitow. Cos tam ruszylam to reka, to noga, ale czulam sie nie na miejscu. Warsztaty te trwaly 2 godziny i zaczely sie wolna muzyka, poprzez coraz szybsza – konczac znowu na wolnej. Dalo sie zauwazyc powolne powstawanie z pozycji lezacej do homo erectus. Ludzie plyneli w rytm muzyki, co tu duzo mowic – nie umiem tego opisac – ale wierzcie – bylo to po prostu magiczne. Czasem napotykajac kogos, laczyli sie w pary, trojki, czworki. Ci bardziej doswiadczeni wyginali swoje ciala w niesamowitych splotach, podnoszac sie i opadajac nawzajem na siebie. W pewnym momencie doznalam uczucia pragnienia tanczenia z zamknietymi oczami. I poplynelam.
Ale najcudowniejsze bylo dla mnie patrzec, jak kobieta prowadzaca tanczy ze swoim mezem. Obydwoje Aurovillanie (ostatnio zauwazylam, ze mozna ich poznac po niezwykle wyprostowanej sylwetce - moze to skutek jogi?). Pieknie wygladali – wysocy, szczupli, ubrani w luzne, bawelniane ubrania w kolorach ziemi. Tanczyli z wieloma osobami, ja nawet mialam okazje tanczyc z panem mezem, ale gdy trafiali na siebie, gdy odnajdywali siebie nawzajem wsrod wszytskich osob... Wydawalo sie, ze swiata poza soba nie widza. Tanczyli jak zaczarowani, podnoszenia, przytulania i te spojrzenia. Doprawdy magia! Tak pieknie mozna tancem wyrazic milosc, tak prawdziwie.
Na tych zajeciach po raz pierwszy spotkalam kogos z ojczyzny – Polke imieniem Marlena (chociaz srednia z niej Polka, bo od lat mieszka w jUeSej). Pozniej gromada poszlismy na kolacje do solar kitchen. Tam porozmawialam sobie z panem Aurovillaninem narodowosci argentino. Historie tych ludzi sa niesamowite. Pana owego kojarzylam z plazy, bo chodzac do wody, zostawialam mu pod opieka swoj plecak. Richardo – bo tak ma na imie – pracuje tutaj jako stolarz – robi meble, okna, drzwi. Od lat 20-stu. W Argentynie natomiast byl pilotem. Znudzilo mu sie zycie w miescie, spanie po hotelach itp. Zapragnal zmiany, wyjechal na wies, zajal sie budowaniem domu, dojeniem krow i generalnie chcial obcowac z natura. Wybrawszy sie do Indii na wycieczke i trafiwszy do Auroville – wrocil do Argentyny juz tylko po to, zeby spakowac swoje rzeczy. Znalazl swoje miejsce na ziemi. Czego i mi zyczyl ;) Wypytalam sie go rowniez o pielgrzymke, ktora podczas pelni ksiezyca Hindusi odbywaja wokol gory w miejscowosci Thiruvannamalai. Czy jechac samej, czy bezpiecznie i czy warto. Chcialam jechac z Velu, ale nie moze sie zwolnic z pracy. Zachecil mnie, zeby jechac, ze niesamowite przezycie, ze jest bezpiecznie, ze jezdza tam ludzie religijni, ze dzieci chwyca mnie za rece (jako nietypowego bialego czlowieka) i ze bedzie dobrze.
KPWG:
Po tych sentymentalnych wydarzeniach, w nocy nastala szara rzeczywistosc. Budzimy sie z Julia w nocy, z poczuciem, ze ktos lub cos grasuje nam po pokoju. Kilka ruchow latarka – nikogo nie ma. Pomyslalysmy, ze to wiatr ale niestety – to cos budzilo nas jeszcze w nocy 4 razy. W koncu zorientowalysmy sie – szczur. Jego nocna praca polegala na wyciaganiu z mojego plecaka batonow (zlozonych z orzechow zlepionych miodem) i ciagnieciu ich wzdluz pokoju pewnie do swojej tajemnej kryjowki. Tego szczura nie poznalam oko w oko, ale kilka dni wczesniej przebiegl mi taki czarny, ohydny przed skuterem. Na sama mysl, ze taka poczwara miala czelnosc zawitac w nasze progi, ogarnialo mnie obrzydzenie.
KPWG foto:
Zwrotka tej piosenki jest mi ostatnio bardzo bliska.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment