Monday, March 9, 2009

tarcie, podtarcie

Jak pewnie niektorzy z Was doskonale wiedza, wsrod roznych celow mojego przyjazdu tutaj, jest tez cel nadrzedny – mianowicie zostanie nastepczynia wielkiej The Mother. Jesli mi sie to nie uda – wroce „na tarczy” do Polski. Wydawalo sie to jeszcze do niedawna celem abstrakcyjnym i nieosiagalnym, ale los (lub Dimada) naprawde zsyla mi niesamowite znaki.


Otoz! Pewnego dnia bylam sobie wraz z Bobem Marley’em/Budowniczym na budowie. Pablo dzielnie nosil ziemie, prezac przy tym swoja czterdziestoletnia muskulature, ktora wszak moglaby zdobic dumnie niejednego siedemnastolatka. W ogole szok, ze nasz niby-Norweg ma lat czterdziesci jeden! Wszystko mozna zrozumiec, ale bylo to dla mnie mocnym zaskoczeniem (zwlaszcza to „jeden”). Podczas gdy Pablo dzielnie glebe nosil, ja nakladalam na nasze „beamy” warstwe cementu zmieszana ze specjalnym proszkiem, co stanowic ma bariere przeciw wilgoci dla scian. Przy pomocy dwoch patykow ukladalam takze szlaczki przerozne (nie do konca pojmuje po co – ale chyba celem zwiekszenia przyczepnosci owej warstwy).



Nagle wybila przerwa na herbate. Tutaj rytm dnia nie jest wyznaczany li tylko za pomoca wschodow i zachodow slonca lecz przede wszystkim dzwiekiem dzwonow. To one zwiastuja rozpoczecie i zakonczenie pracy, przerwe na lunch a takze swiete przerwy na herbate. U nas w biurze zatrudniona jest wlasnie taka „pani herbacianka” od herbaty, ktora 2 razy dziennie sie parzy ;) (ta herbata) – punkt godz.10 i punkt 15.


Na budownie parzy inna herbacianka. Wytworem i jednej i drugiej jest ta sama okropna herbata – slodka jak diabli i przyprawiona mlekiem. Nie zwyklam jej pijac. Dlatego tez, gdy gong wybil, zostalam sobie z moja szpachelka przy scianie. Pablo natomiast zostal poczestowany herbata i jeden z robotnikow zapytal: „How about mama?” Zdziwiony Pablo mowi mu: „Whaaaaaaat?” A on jeszcze raz to samo: „How about MAMA” i palcem wskazal na mnie! Ana – Mama – moze i podobne. Ja jednak widze w tym wielki znak. Po prostu - niektorzy juz sie na mnie poznali! Moze nawet przechrzcze sie na DIMAMA i pod tym pseudonimem bede od nastepnego razu szpachelka wywijac.


Raz tez zdarzylo sie mi z Julia uciec z budowy na plaze. Myslimy sobie – a co! Nie ma za bardzo co robic (bo akurat nie bylo innej pracy niz noszenie na glowie wiader ziemi), wiec myk myk niepostrzezenie pojechalysmy plazowac. Tutaj na plazy panuja iscie barbarzynskie zwyczaje. Gdy tylko pojawi sie jakas kobieta, nagle miejscowi hinduscy plazowicze myk myk przesuwaja swoje reczniki (lub zapiaszczone tylki) w jej poblize albo bezczelnie siadaja za plecami i sie gapia. Jest to niesamowicie denerwujace. Z reguly w takich momentach migrujemy przenoszac myk myk swoj recznik w inne miejsce.


Tym razem jeden z ciapakow poszedl o krok dalej. Julia zauwazyla, ze siedzacy nieopodal mlodzienieec cos tam niepokojaco w swej sukmanie pogrzebuje. Jak nie zaalarmowala strazy plazowej (zatrudnianej przez Auroville)! Jak go popedzili kijami – jak on zwiewal! A jaka zostala za nim chmura piachu! Ulalalalaaaaa ;)


Ditte wyjechala. Szkoda. Miala jechac kilka dni pozniej, ale w ostatnim momencie (po pewnym telefonie) zmienila bilet, zeby zostac dluzej w Bombaju ze swoim bollywodzkim lovelasem. Tzw. „takie to sa historie”.


Wraz z Pablo i Julia rozkrecamy temat bambusa. Mielismy mytyng z sympatycznym panem, ktory tu w Auroville uruchamia bamboo research centre. Poki co wsrod jego osiagniec sa roznego rodzaju kosze i meble, ktore robi z ludzmi na warsztatach oraz mala chatka z bambusa.










Jest mocno zainteresowany wspolpraca z nami – jako przedstawicielami Earth Institute. Jeszcze tylko musimy wymyslic, na czym ta wspolpraca mialaby polegac. Mamy 2 pomysly – albo tzw. sexi building – czyli zrobienie struktury o ksztalcie organicznym z bambusa (siatki) i opakowanie jej ziemia lub wybudowanie prototypu malego domku, ktory, dzieki zastosowaniu bambusa, moglby miec ciensze sciany niz typowa ziemianka – lub moze mozna by uzyc bamboo zamiast stalowych zbrojen w jakis sposob. Wszystko jest na razie wielka niewiadoma – ustalilismy wstepny plan i musimy go teraz sprzedac Satpremowi.


W czasie lunchu, ktory zjedlismy nieopodal bambusowego centrum, wywiazala sie miedzy nami dyskusja na temat tutejszych toalet. Zarowno Julia jak i Pablo uwazaja, ze model „na narciarza” jest duzo lepszy dla fizjonomi czlowieczej niz „klasyk”, albowiem kucajac jest ponoc i latwiej i wygodniej. O ile z tym jeszcze mozna polemizowac, to nastepny problem mnie zabil. Dotyczyl podcierania. Okazalo sie, ze jestem JEDYNA osoba w calym biurze (a z tej toalety korzysta okolo 15 osob), ktora uzywa papieru toaletowego! Poczulam sie jak odludek, a wrecz winna, ze nie podazam za tutejszymi zwyczajami. Nie wiem, co nimi kieruje: czy ochrona puszczy amazonskiej czy wygoda (bo tu nigdzie nigdy papieru toaletowego nie widzialam i zawsze musze swoja rolke taszczyc). W kazdym razie rozpetala sie dyskusja - dwoch na jednego - na temat, ze to w niczym nie przeszkadza, ze wygoda, ze w Europie tez powinno tak byc (!!!!!) i ze Julia wolalaby miec „narciarza” w swoim domu (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!). Moje argumenty typu, ze jak mozna i co z reka potem, z paznokciami itp. zostaly calkowicie przegadane. Bo, musicie wiedziec, wg moich towarzyszy, papier nie usuwa wszystkiego i tak naprawde jest duzo mniej higieniczny niz woda. Tylko co z ta reka?! Sprawe zamknal Pablo swierdzeniem, ze najlepiej to wymyslili Japonczycy (on 7 lat mieszkal w Japonii). Tam wystepuja albo „narciarze” albo toalety typu high tech – ze wszystko gra i buczy i pewnie dokonuje sie automatyczne samopodtarcie. Do tych low-tech uzytkownicy wybieraja sie z tzw. squeezing bottle – czyli butelka z woda z odpowienia koncowka, przy pomocy ktorej robi sie „psik psik” i sprawa zalatwiona. Przez te 7 lat nie rozstawal sie z nia na krok.


Mimo tej pouczajacej konwersacji z bardziej doswiadczonymi wspolpracownikami, ja wciaz upieram sie przy swojej rolce i tesknie za polskim „klasykiem”. Ciekawe ile czasu potrzeba, zeby zmienic nawyki.

2 comments:

  1. trzeba bylo powiedziec ze masz kolege z zaka ktory praktykowal 111 podczas nieobecnosci papieru toaletowego ale szybko zostal okrzykniety nienormalnym :) niewiem z jakiej europy pochodza ci twoi znajomi ale chcialbym zobaczyc jak oni jako architekci forsuja te pomysly u potencjalnego inwestora... nastepnym razem zapytaj czy konczy na szyii ;) pzdr

    ReplyDelete
  2. No wlasnie zapomnialam wtedy o tym! Tyle, ze wiesz - oni naprawde mogliby to podchwycic, a ja srednio chcialabym ogladac 111 na scianach toalet, z ktorych korzystam. Zatem poki co nie bede sie uzewnetrzniac ze swoimi historiami za bardzo ;) Wybaczysz?

    ReplyDelete